poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 2 - Sex, drugs&rock'n'roll


            Kira leżała zawinięta w kokon. Pokój zalany był promieniami słońca. Nagle poczuła, że coś wskoczyło na łóżko. 

- Witaj, Pixie. 

Przywitała zwierzaka i wyciągnęła rękę w jego stronę. Szary futrzak polizał jej dłoń, następnie położył się obok niej i zaczął spokojnie mruczeć. Spojrzała na zegarek - była czternasta. 
- Późno, cholera. - powiedziała - śpij, kocie. Ja muszę wstać. 
Wygramoliła się z pościeli. Odszukała swój czarny t-shirt i stare, dresowe spodnie, a następnie, jak zwykle rano, pomaszerowała w stronę lodówki. 
- Dziwnie cicho... - pomyślała. 
Jej matka, z potarganymi włosami, rozmazanym makijażem i podartymi rajstopami, chrapała w najlepsze na kanapie. 
- Hipokrytka. - prychnęła dziewczyna.
Na stoliku obok stała butelka z resztkami jakiejś taniej, śmierdzącej whiskey i dwie puste szklanki. 
- Znalezione, nie kradzione. 
Powiedziała i chwyciła trunek. Dopiła go, pogryzając bułki. W szybie kuchennej szafki, dostrzegła swoje odbicie. Wypadałoby się ogarnąć, przeszło jej przez myśl. Kiedy szorowała się pod prysznicem, rozległo się pukanie:
- Kira... Kira, wyjdź. 
- Zaraz. 
- Natychmiast... - wychrypiała jej skacowana mama. 
Chcąc nie chcąc, musiała owinąć się ręcznikiem, chwycić swoje rzeczy i wynieść się stamtąd. 
            O osiemnastej wybiegła z domu wiedząc, że lada moment ucieknie jej autobus. Glany już nie ciążyły na stopach, przyzwyczaiła się do nich. Nosi je przecież od kilku lat. Długie nogi opinały kabaretki, a zgrabną pupę króciutkie szorty. Nie umknęło to uwadze dwóm miejscowym "koneserom win", którzy zagwizdali na jej widok. Stare zboczuchy, pomyślała i przyspieszyła kroku. Udało się. Zdążyła. Usiadła i oglądała zmieniający się nieustannie krajobraz. Jej oczy umalowane seksownie, przybrały zamyślony wygląd. Krwistoczerwone usta pięknie kontrastowały z bladą cerą, a równie czerwone włosy opadały na ramoneskę. Na nią miała nałożoną czarną, jeansową kamizelkę pokrytą naszywkami. Dotarła na miejsce. Na przystanku czekał na nią przystojny chłopak. Długie blond włosy opadały mu na ramiona, króciutka broda podkreślała jego męskie rysy twarzy, a jego tęczówki miały kolor bezchmurnego nieba. 
- Witaj, kochana. – Powiedział do nie chłopak, a ona w odpowiedzi pocałowała go namiętnie. Wieczór rozpoczęli w parku, popijając ciemne piwo. Kira odezwała się:
- Wiesz, moja starsza chyba znowu ma kochanka. Balowała wczoraj z jakimś dziadem, a dzisiaj od rana zgonuje w dużym pokoju. 
- Kiro, jesteś za bardzo od niej zależna... 
- Wiem, ale co zrobić, jak nigdzie nie chcą mnie przyjąć do pracy? Nawet na pieprzony zmywak. Dobra, koniec tematu, Alwin idzie.
- Bifor to on chyba ma już za sobą. 
Wysoki koleś kołysząc się lekko na boki, podążał w ich kierunku.
- Sieeeemaaaankoooo! Abiel, co tu taka stypa? Balujemy! – wykrzyczał 

podchmielonym głosem. Chwilę później dotarła do nich reszta ludzi – Maura, przyjaciółka Kiry i bliźniacy – Dorian i Linus. Maura, śliczna, drobna dziewczyna powiedziała:
- Mam coś dla was, tylko ktoś musi to skręcić, mi to nigdy nie wychodzi. 

Wyciągnęła małą paczuszkę z ziołem, a Linus zabrał się za skręcanie. Trzy jointy wędrowały z rąk do rąk. Nagle Abiel wstał. 
- Ja wam pokażę, jak to się robi, żeby nic się nie marnowało. 
Chwycił Kirę za rękę i pociągnął. Kiedy dziewczyna już stała, wziął bucha, podał blanta Alwinowi, a następnie objął ją jedną ręką w pasie, a drugą mocno przyciągną jej głowę do siebie. Wdmuchnął dym do jej ust. Dziewczynę prawie zcięło z nóg. Nie dlatego, że drapało ją lekko w gardle, ale dlatego, że to było niesamowite doznanie. Kiedy puścił ją, powoli odetchnęła czując narastający relaks i odprężenie. Przez krzaki na skraju parku, zaczęły prześwitywać delikatnie światła.
- Psy? – spytał Linus. 
- Nie wiem, lepiej to zgaśmy. – Odpowiedział Dorian. 
Alwin, porządnie już nawalony, wykrzyczał:
- Ej, pieski! Do nogi! Hau, hau, auuuuuu!
- Co Ty kurwa odpierdalasz, lecimy, dalej! – wrzasnął wkurzony Abiel, po czym szybko się stamtąd wynieśli.    




Ciąg dalszy rozdziału już wkrótce na blogu. 



czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 1 - Wegetacja

Szarość panowała za oknem, choć nie było ponuro. Zaczynała się wiosna i drzewa pokryły się jasnozielonymi liśćmi. Kira, zmęczona wszystkim,  poczłapała do kuchni w swoich puchatych paputkach. Nie ma to jak kawusia - pomyślała. Chwyciła swój ukochany żółty kubek i zrobiła sobie trochę tego ciemnego napoju bogów. Trzymając go w ręce, leniwie kierowała się ku kanapie. 
- Co za chłam... mruczała pod nosem przeskakując z kanału na kanał. 
- Co mnie obchodzi życie gwiazd, mam swoje, wystarczy mi...
W końcu zdecydowała się bezczynnie gapić na serial, w którym idealna rodzinka w idealnym domu wiodła idealne życie. Idealne dzieci były ładne i lubiane, a idealna mama robiła idealną karierę. Nagle z letargu wyrwał ją dźwięk telefonu. Zostawiła wszystko i poszła odebrać. 
- Halo? 
- Hej Kociaku... Jak leci? - Zabrzmiał ciepły, męski głos. 
- Hej Kochany. Nudy jak zwykle. 
- Masz jakieś plany na jutro? 
- Nie. 
- To dobrze. Zabieram Cię na miasto. 
- Nie mam nic prze...
- Kira?!! - Przerwał głośny krzyk matki. 
- Poczekaj zadzwonię później... - Powiedziała do chłopaka, po czym postanowiła sprawdzić, co znowu ta kobieta wymyśliła. 
- O co chodzi?
- Może byś łaskawie wyłączyła telewizor, jak wychodzisz z pokoju?! - warknęła kobieta. 
- Po co? Wyszłam tylko na chwilę, telefon mi zadzwonił. 
- No i co z tego?! Wzięcie pilota do ręki i naciśnięcie jednego przycisku zajmuje sekundę! Nie mówiąc już o zaniesieniu kubka do zlewu, flejo! 
- No przecież zrobiłabym to jakbym skończyła gadać, więc o co ci chodzi?!
- O to mi chodzi, że jesteś leniem i że nic nie robisz! I jestem pewna, że to przez tego penerka z którym się spotykasz. Koniec z nim, zrozumiałaś?
- Ja mam 20 lat, nie będziesz mi się wtrącać w mój związek!
- Skoro jesteś taka dorosła i samodzielna, to czemu ciągle jesteś na moim utrzymaniu?! Nie uczysz się, nie zarabiasz, jesteś jak wrzód na dupie! 
- Doskonale wiesz, że od trzech miesięcy nie robię nic poza wysyłaniem CV! Nie moja wina, że w tym kraju nie da się dostać pracy! 
- A daj mi spokój... - Powiedziała mama i trzasnęła drzwiami. 
Blada cera Kiry zrobiła się prawie tak czerwona, jak jej włosy. W brązowych oczach malowała się wściekłość. Wiedziała, że jest nieporadna życiowo i nikt nie musiał jej tego wytykać. Wróciła do swojej jaskini. Jej rodzicielka nazywała tak wiecznie zabałaganiony pokój swojej córki. Dziewczyna włączyła komputer i gapiła się na obrazki w internecie. To najlepszy sposób by nie myśleć. Gdyby tylko odeszła od monitora, zgasiła światło i położyła się na łóżku, myśli zaczęły by krążyć po najciemniejszych ścieżkach jej umysłu. Wracałyby do porażek, których w jej życiu jest tak wiele. Ledwo skończyła szkołę. Nie mogła znaleźć pracy. Co prawda dorabiała sobie kiedyś jako hostessa, ale rzuciła to zajęcie, kiedy szef oszukał ją na wypłacie. Miała tylko czwórkę znajomych, którzy rzadko mieli dla niej czas. Żadnych osiągnięć. Żadnych perspektyw na przyszłość. Była niczym zwierzę, nie robiła planów na przyszłość, nie użalała się nad sobą. Po prostu sobie żyła. Jak chomik, albo kot, którego trzyma się tylko po to, żeby sobie był. I jemu to nie przeszkadza. Umiała tak bardzo skupić się na czymś, że świat w okół przestawał istnieć. Potrafiła się rozkoszować najmniejszą przyjemnością. Tylko po to, żeby nie rozmyślać i udawać, że wszystko jest w porządku. 
Telefon w kieszeni zaczął wibrować. Zanim rozległ się dźwięk, Kira odebrała: 
- Hej, Misiek. 
- No hej, Koteczku. Znowu awantura? 
- Ta... 
- To już chyba tradycja, co? 
-  Niestety tak... Gdzie lecimy jutro?
- Najpierw biforek w parku, potem pójdziemy do Rock'n'rolla, a potem się pomyśli. Może być? 
- Może. 
Zerknęła przez okno i zobaczyła, że pod dom podjechał samochód. 
- Do jutra. Kocham Cię. 
- Pa, Rybka. Też Cię kocham. 
Odłożyła telefon i postanowiła przyjrzeć się autu. Czarne coupe, ładne. Chyba drogie. Pewności nie miała, nie znała się na motoryzacji i nie bardzo chciało jej się pogłębiać wiedzę na ten temat. Usłyszała hałas dobiegający z przedpokoju i kroki. Szybko podbiegła do komputera. Drzwi się uchyliły i weszła mama. 
- Wychodzę. 
- Gdzie idziesz?
- Nie Twoja sprawa. Wrócę jutro. Cześć. 
- Cześć. 
Chwilę później, zauważyła jak z wozu wyszedł mężczyzna koło 50-ki, ubrany w smoking. 
- Co ta kobieta odwala... Kochanka jej się zachciało na starość... 
Burknęła, po czym zdjęła ubrania i rzuciła je na podłogę. W samych majtkach wczołgała się pod kołdrę i zasnęła.